Mężczyzna po chwili ociągania odwrócił się i wyszedł z jaskini zamaszystym krokiem.
Nie odejdziesz daleko, pomyślała Arira, choćby dlatego, że przez kulejącego konia utknął tu razem z nimi. I nie zrezygnuje z zemsty tak łatwo, tego mogła być pewna.
Dziewczyna odwróciła się, unikając wzroku Guy`a.
- Połóż się, nie powinieneś tracić sił - powiedziała zgaszonym głosem.
Czuła się zmęczona tą rozmową i emocjami, jakie wywołała. Nie podnosząc głowy skierowała kroki ku ognisku.
Wyczuł, że ta go unika i zmarkotniał do reszty. Gdyby naprawdę mógł..! Zarżnąłby faceta na miejscu i to gołymi rękoma, a tak to ma teraz smutną Arire w jednej noże i pomstującego wieśniaka na dworze.. Nie położył się, a podszedł do paleniska i stanął dokładnie za Arirą.
–Co taka markotna? –zapytał. Głupie pytanie, ale chyba lepsze niż pytanie czy jej się dzisiejsza pogoda podoba. –Pomyśl, że tylko takich słów możesz się od nich spodziewać, dziwek i kurw, niczego więcej.
- Obwiniasz go? Ja nie… - powiedziała cicho, nie odwracając się od ognia. Nagle zrobiło jej się bardzo zimno i najchętniej cała weszłaby w ten płomień i sczezła razem z drewnem, które dziś uzbierała.
- Syn musiał być dla niego wszystkim. Sensem życia, nadzieją, wspomnieniem zmarłej żony, ale umarł… - odwróciła się i spojrzała zaskoczona, jakby dopiero teraz to do niej dotarło - … z twojej ręki. I dla kogo? Dla Szeryfa?
Zaskoczenie na jej twarzy jego samego wprawiło w lekkie przerażenie. Niespodziewanie chwycił ją delikatnie za łokcie, by dalej stałą naprzeciwko niego. –Taka moja praca.. –mruknął cicho, coraz bardziej żałując, że nie potrafi warknąć na nią szyderczo. To Szeryf wydaje rozkaz, ja go tylko wykonuje. –rzucił, by się jakoś usprawiedliwić. Było to usprawiedliwienie, którym się karmił przez wiele lat. Czasem nawet pomagało.
- Czyżby?! - parsknęła śmiechem - Pojmanie nieuzbrojonej kobiety, która wyszła na spacer to też rozkaz Szeryfa? Traktowanie jej jak groźną przestępczynię i ciągniecie do lochu? Gdybym nie umiała dużo mówić, nie byłoby mnie tu teraz, siedziałabym kilkadziesiąt metrów pod ziemią i oczekiwała rychłej śmierci.
Musiała przestać mówić, bo poczuła, że skrywane emocje, strach, złość i niepewność zaczynają brać nad nią górę, a ostatnią rzeczą, jaką by chciała, to rozpłakanie się niemal w objęciach Guy`a.
- Wiesz dlaczego na razie jestem spokojna o swoje życie? Bo mnie potrzebujesz. Bo sam nie zdążyłbyś wrócić do zamku - wycedziła przez zęby.
Guy wpatrywał się przez moment. Jego twarz nie miała wyrazu jednak po chwili pobladł ze wściekłości, a rysy ponownie mu stężały. –Jak śmiesz.. –parsknął z trudem, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Złość wezbrała w nim tak nagle, że o mały włos a uderzyłby ją w policzek.
Odstąpił od niej na krok i schylił się po swoje rzeczy.
–Jesteś wolna, możesz jechać gdzie chcesz! –wrzasnął wychodząc na deszcz, by osiodłać konia, po czym zaniósł się okropnym kaszlem.
Spojrzała mu mocniej w oczy i nabrała powietrza przygotowując się na cios, który nie spadł. Wątpliwa ulga. Wtedy przynajmniej dałby jej powód do odejścia, którego tak desperacko poszukiwała próbując usprawiedliwić się, że wciąż przy nim jest.
Wolna? Po raz kolejny poczuła, że nigdy nie uważała się za uwięzioną. Wręcz przeciwnie… Czasem wydawało jej się, że to ona więzi Guy`a, który powoli zaczyna jej ulegać. Oczywiście na myślenie nie miała zbyt wiele czasu, bo natychmiast potem Guy wystrzelił z jaskini, jak strzała. Na deszcz! Naprawdę życie musiało mu okropnie zbrzydnąć, albo najpierw działał dumą, a potem rozumem.
Ona także wybiegła. Poczuła jak deszcz sieka jej nagie ramiona, ale nie zwracała teraz na to uwagi.
Chwyciła go za ramię, aby przyciągnąć jego uwagę:
- Jeżeli mnie uwalniasz i mogę robić, co chcę, chcę zostać z tobą i ci pomóc.
O mały włos a poślizgnąłby się na błocie. Przerwał zakładanie siodła koniu i spojrzał na nią morderczym wzrokiem.
–Tak nagle nie przeszkadza Ci spędzanie czasu z mordercą niewiniątek? –warknął złośliwie, ale nic nie dodał. Odgarnął mokre włosy i chwytając ją mocno za łokieć wziął rzeczy w drugą rękę i wprowadził powrotem do jaskini. To było nie do pomyślenia, że tak się jej słuchał. Na pewno dolała czegoś do tych cholernych ziół.. Inaczej jakby mógł wytłumaczyć to, że sam nie chciał, żeby odchodziła?
–Morka jesteś, zdejmij to i wysusz, bo się przeziębisz jak ja. –mruknął chwytając palcami za jej bluzkę i pokazując jak przez te chwilę zmokła.
Choć znów niemal zaciągnął ją do jaskini, odczuła znaczną ulgę. Nie chciała mieć go na sumieniu. A nad innymi powodami swojej żywej reakcji na jego odejście wolała nie myśleć. Może pomyśli nieco później, o ile się odważy. Teraz miał rację - musi się przebrać, inaczej żadna będzie z niej pomoc, z katarem i kaszlem. Problem jedynie w tym, że jedyna czysta rzecz, jaka jej została, to długa sukienka! No cóż, lepsze to, niż choroba.
- Masz rację, przebiorę się - uśmiechnęła się nieco zmieszana. Nie miała pojęcia, gdzie mogłaby dokonać zmiany stroju.
Zauważył wahanie i pokiwał głową. –Idź na koniec jaskini, ja się odwrócę, sam muszę się przebrać.. –mruknął i stanął przy wejściu odwrócony w stronę lasu. Wyciągnął z torby nieco wilgotne, ale bardziej suche ubrania, a mokre ściągnął. Zupełnie zapomniał o swoich ubraniach, mógł już dawno je zmienić, może nie doszłoby do choroby. Charcząc i kaszląc ściągnął bluzę i skórzany kubrak. Gołym ciałem wstrząsnął dreszcz, więc chwilę później naciągnął na siebie suchą odzież. Miał straszną ochotę spojrzeć ukradkiem w tył i przypatrzeć się dziewczynie, ale.. Nie miał przecież pięciu lat by podglądać gołe kobiety..
Odwróciła się, aby oznajmić, że jest już gotowa, ale najwyraźniej on jeszcze nie był. Na szczęście zaczął od włożenia spodni, dlatego jedyne, co zobaczyła to nagie plecy. Istotnie, nie pochodził ze wsi... Plecy nie były poorane bliznami od bicza, skóra była gładka, jedwabista… Dziewczyna poczuła, że robi jej się zbyt duszno, więc w zniecierpliwieniu odczekała, aż ubierze się do końca i powiedziała głośno:
- Jestem gotowa.
Odwrócił się i spojrzał na nią z pogodnym uśmiechem. Naprawdę, coś się z nim złego działo, że był taki miły. Gdy zobaczył ją w sukni uśmiech przybrał nieco pogardliwy wyraz, ale było to tylko.. w żartach, jak nagle zrozumiał. Podszedł do niej, jednak zatrzymał się kilka krodów dalej.
-Nie spodziewałem się.. sukni na Tobie. –mruknął. Gorączka wracałą, czuł to. Pewnie dlatego znów był taki miły!
- Uwierz mi, że ja też - uśmiechnęła się, przechodząc obok niego, aby odłożyć torbę na swoje miejsce.
Chciała porozmawiać z wieśniakiem, który na pewno był gdzieś w pobliżu. Jeżeli jego wóz nie miał choćby prowizorycznego dachu, będzie miała dwóch chorych. A jeśli pójdzie do niego teraz, kiedy pada, dołączy do tej wesołej kompanii. Nie… Musiała zaczekać, aż się wypogodzi.
- Będę suszyć moje ubranie, mogę zająć się także twoim - powiedziała odwracając się od konia.
Kiwnął głową, że może to zrobić. Musiał przyznać się sam przed sobą, że bez jej pomocy nie mógłby się obejść, szczególnie, że stan jego strasznie się pogarszał. Guy opadł na posłanie dysząc ciężko i zanosząc się krwistym kaszlem.